niedziela, 3 maja 2015

...a może TU?

Uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem nie na miejscu ze studiami. To bardzo zły czas na uświadamianie sobie takich rzeczy, teraz powinnam wziąć się w garść i pruć do przodu, i nadrabiać, i zaliczać; ale przecież mój Umysł wie lepiej.
Korzystałam z wolnego domu, napawając się ciszą, słońcem i samotnością. Cały dzień zmuszałam się do przetłumaczenia umowy (ROS->PL), a gdy wreszcie skończyłam, było po 21. Wrócili rodzice z bratem; coś mnie tknęło, przejrzałam jeszcze raz papiery i po krótkiej telefonicznej konsultacji okazało się, że owszem, mam jeszcze jedną kartkę, radośnie czekającą na to, by przełożyć jej treść na mój piękny, ojczysty język. Klnąc cicho pod nosem (język polski jest przecież bogaty w przeróżne odmiany przekleństw), zrezygnowana, zasiadam do sprawy, by mieć to jak najszybciej z głowy (mniej więcej trzy kartki tekstu tłumaczyłam przez cały dzień, tak dla zobrazowania mojej tragedii). Wlepiając ślepia w monitor, stroję dzikie miny, jedyny sposób na wyładowanie swej frustracji. I oto przychodzi Mama, z niezmąconym spokojem patrzy na me czyny i zawiadamia, iż mogę się z nią rano wydostać z tej wiochy, ale ona jedzie już o 8.20 i może lepiej by było, gdybym poszła już spać. Bo przecież się nie wyrobię. Patrze na nią spode łba, mrucząc coś o niesprawiedliwym świecie i prawniczym bełkocie, na co ona, śmiejąc się, pyta:

- A co, na jutro to masz?

BRZDĘK. Koniec. Padły zakazane słowa.
Nie, nie na jutro, na pojutrze, ale zanim przetłumaczę, potem to trzeba kilka razy przeczytać, wypieścić, chciałam mieć ten etap pracy za sobą, ale przecież, w zasadzie, mogę to zrobić jutro, prawda? Mogę? Mamo, mogę? A mogę rzucić studia?



MOTYWACJO, GDZIE JESTEŚ?!?!?!?!?!??!?!?????!!?!?!?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz